Post
autor: krzysiek » ndz sie 22, 2010 9:24 pm
OK, dajcie spokój. Po świeżo wyklutym ptaku widać, czy będzie żywotny i rokuje na zdrowego, w pełni rozwiniętego gołębia, czy też będzie to zdechlak, którego nie ma sensu pozostawić przy życiu.Więc jeżeli Sławek to miał na myśli, to tutaj przyznam mu rację. Takie rzeczy wprawiony hodowca wyłapie od razu. Jednak nie da się stwierdzić , jaki będzie wygląd ptaka, gdy dorośnie, czy będzie miał prawidłowy rysunek i strukturę upierzenia. Często też nie uda się wyłapać, czy będzie to ptak czystej rasy, czy też mieszaniec, efekt mezaliansu samicy z samcem innej rasy. Od razu widać, ze coś nie gra, gdy stawaki mają młódka z ciemnym dziobem lub gdy u maściuchów pojawi się młode z długawym dziobem.Czasami ptak musi się rozwijać ze 2-3 tygodnie, by wyłapać krzyżówkę.Nie wierzę w czarnoksięskie zdolności Sławka, który w jednodniowym młodziaku pozna jego przyszłą wartość hodowlaną.Nie uwierzę, dopóki mi tego nie udowodni.Taki już ze mnie niedowiarek.Ja w takich przypadkach preferuję rosołki z wadliwych gołąbków. Dlaczego? Bo to dobre, smaczne i zdrowe. Moja mama karmiła mnie rosołkiem z gołębi. Mam 180cm. wzrostu, ważę przeszło 90 kg, mam 42 lata i jestem okazem zdrowia. Poza kilkoma złamaniami, które mi się przytrafiły nic mi nie dolega. Moja żona przez całą ciążę piła kozie mleko i jadła rosołki z gołąbków.Mój synek ma rok. Chodził, gdy miał 9 miesięcy. Teraz potrafi przysunąć sobie krzesło do stołu i po nim wejść na stół, ma niespożytą energię, trudno za nim nadążyć. Przesypia całą noc. Rano, gdy wstanie i przed snem wypija butelkę koziego mleka, regularnie dostaje rosołek i potrawkę z gołębi. Za rosołkiem nie przepada, jednak takiego na przykład zamojskiego - nielota wsunie bez problemu.Użytkowanie kulinarne gołębi to element gołębiarskiej tradycji, podobnie jak ścinki czy łapanie obcych ptaków. Dla mnie to normalne. Sam obcych nie łapię, jednak potrafię to zrozumieć. Co do łapania. Wczoraj odwiedzili mnie trzej znajomi hodowcy. Dwaj z nich to zwiazkowcy puszczający pocztowe na loty. Pooglądali moje ozdobne, pogadaliśmy no i oczywiście spytali, czy nie złapałem czegoś z lotu, bo chętnie by nabyli.Dzisiaj na dachu i na wolierze siedziało sześć ptaków z lotu. Jeden został na noc. Mam nadzieję, że wszystkie trafią do swoich gołębników. Żaden nie trafił do innych związkowców, więc może dolecą.