Opowiem pewną historię.
Kupiłem u pana Andrzeja C samca garłacza pomorskiego.
Zakup wyglądał tak, potrzebowałem dobrej klasy samca, chciałem takiego sobie wybrać z gołębnika który mi pasował do mojej super samiczki, powiedział że nie są na sprzedaż choć chciałem dobrze zapłacić.
Po za tym wchodzimy do gołębnika, patrzę w pomieszczeniu ok 4x4m jest ok 100 garłaczy (kilka było nawet ładnych), nie chciałem na to już patrzeć ale mówię, dobra kupię jakiegoś ptaka którego potrzebował bym.
Wskazał mi tego jednego że go może sprzedać, dobra, obejrzałem go i wyglądał ładnie, wszystko było w porządku.
Wahałem się z zakupem z takiego gołębnika no ale wymieniał że za tą cene jest super ptak, że ma dobry rysunek itd, chciał za niego 250zł, dobra opuścił te 5 dych na 200zł i mówiłem ze ma być zdrowy bo jak nie to wraca i że posiedzi 1 miesiąc w klatce.
Przyjechałem do domu, puściłem ptaka do pomieszczenia gospodarczego by sprawdzić jak się prezentuje, okazuje się że ptak słabo fruwa i charczy choć przypomina huczeniem.
Zadzwoniłem do niego że natychmiast tego ptaka chcę oddać, on powiedział że jest napewno zdrowy i był dobry. Dobra, odpowiedziałem mu że jak coś będzie nie tak i nie będzie poprawy w ciągu 1-2 dni to zadzwonię.
Poprawy nie było, stan się nadal pogarszał, dzwoniłem ale nikt nie odbierał.
Dobra dałem spokój i pojechałem do weta, odpowiedział mi że ten gołąb był prawdopodobnie już po leczeniu i nic mu raczej nie pomoże bo ma siadnięte płuca, nadal ciężko oddychał.
Na 3 dzień ptak rano już nie żył.
Zadzwoniłem że ptak zdechł i chcę odzyskać choć część kasy lub coś w zamian za to, dowodem będzie padły ptak. Opowiedział ,,a idz mi stąd'' i odłożył słuchawkę.
Mimo że ten człowiek wystawia na wystawach i sprzedaje ptaki oraz jest znanym to musi być takim bezczelnym wobec innych hodowców?
Co robicie w tej sytuacji i kto zawinnił

Pozdrawiam.